Horyzonty
Wojciech Jerzy Poczachowski: Ś.p. Ryszard Kaczorowski drogowskazem
fot. Antoni TrzmielFotorzepa
Radiowiec, harcerz i pasjonat historii specjalnie dla wsieci.rp.pl wspomina prezydenta Rzeczpospolitej, którego – jak mówi – miał ogromny honor znać osobiście. W miesięcznicę jego ponownego pogrzebu warto zadumać nad postacią, które nas zobowiązuje
Specjalnie dla „W Sieci Opinii”
Śmierć Prezydenta
Gdy 22 grudnia 1922 roku endecki fanatyk w warszawskiej Zachęcie zastrzelił pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza, Julian Tuwim wykrzyczał w rozpaczy
i bólu swój protest wierszem:
Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni.
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie,
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni,
Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie!
Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy,
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem,
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy:
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście.
Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem,
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie.
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry!
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie!
Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta,
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica.
Takimi to właśnie słowy Julian Tuwim czcił śmierć prezydenta Gabriela Narutowicza, zamordowanego przez endeckiego zbira. Czy Tuwim w owym roku mógł przewidzieć, iż za osiemdziesiąt osiem lat w szokującej i niepojętej katastrofie lotniczej zginie za jednym zamachem dwóch Prezydentów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? Dwóch Wielkich Polaków, którzy piastowali swój urząd w najtrudniejszych dla Polski czasach – Ryszard Kaczorowski w okresie komunistycznego zaboru, jako prezydent Rządu Polskiego na Uchodźstwie, i Prezydent Lech Kaczyński w czasie, gdy w latach Jego prezydentury niepodległość Polski zaczęła być kontestowana nie tylko przez sąsiedzkie kraje, ale także przez część polskiej pseudo–elity politycznej.
Prezydent Lech Kaczyński został uhonorowany przez wdzięczny Naród Wawelem, zaś Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego pochowano w Panteonie Wielkich Polaków wilanowskiej Świątyni Opatrzności Bożej. Ale nie dano temu wspaniałemu Polakowi spokoju nawet po śmierci. Nie pochowano tam wówczas Prezydenta Kaczorowskiego, lecz ciało innej, anonimowej do dziś ofiary smoleńskiej katastrofy. W swej bucie i szokującej arogancji urzędnicy miernego rządu miernego premiera nie raczyli poświęcić właściwej uwagi, kogo chowają Rodzina i Naród w świątynnej nekropolii. W każdym innym kraju już tylko zamiana zwłok tak dramatycznej katastrofy, poległych Wielkich Polaków, musiałaby skończyć się odejściem w niesławie rządu. Lecz na pewno nie w Polsce Anno Domini 2012. Gdy drugi pogrzeb Prezydenta Rzeczypospolitej na Uchodźstwie ruszył ulicami Warszawy, za trumną nie pojawił się ani urzędujący prezydent, ani premier, ani marszałkowie żadnej z obu izb parlamentu. Najwidoczniej nie był to ich Prezydent w latach, gdy sprawował swój trudny urząd na uchodźstwie. Dlaczego ludzie, którzy dzierżą najwyższą władzę w naszym Państwie nie kwapili się, by oddać ostatni hołd temu Wielkiemu Polakowi?
...